Nauczyciele – Opiekunowie Szkolnych Kół Caritas zostali zaproszeni do odważnego dawania świadectwa swoim życiem. We Wrocławiu spotkali się, aby nawzajem motywować się do intensywniejszych działań oraz aby dowiedzieć się jakie akcje prowadzone są aktualnie przez wrocławską Caritas. Przedstawiony został również nowy poradnik – podręcznik dla opiekunów szkolnego wolontariatu Caritas.

– Każde takie spotkanie to w pierwszym rzędzie czas duchowej formacji, duchowego wzrostu – podkreśl ks. Dariusz Amrogowicz, dyrektor Caritas Archidiecezji Wrocławskiej. – Dlatego rozpoczynamy od Eucharystii i o głoszeniu Pana Jezusa, o Tym, który jest fundamentem wszelkich działań pomocowych nieustannie przypominamy – dodaje kapłan.

W homilii ks. Dariusz zachęcał by przyjrzeć się czym jest Wielki Post. Przypominał, że to czas na realizację tego co jest esencją życia chrześcijanina: postu, modlitwy i jałmużny. – Jeśli moje życie przed i po Wielkim Poście niczym się nie różni od życia w jego trakcie to oto nie jest żadne przygotowanie do Wielkanocy! – zaznaczył – to niej jest żaden Wielki Post. My musimy się tak zmienić, żeby ktoś z Twoje rodziny powiedział – Wow Zenek coś ci się stało- inaczej się zachowujesz?

– Czy my się bawimy w Wielki Post? Pytał ks. Dyrektor i zwracał uwagę na łatwość w usprawiedliwianiu się – Byłem już raz na drodze krzyżowej, raz na Gorzkich Żalach i to mi wystarczy. To ma być okres wyrzeczeń!  Pan Bóg lubi mocną modlitwę!  Modlitwa wsparta jałmużną, moim wyrzeczeniem, moim poświeceniem, taka modlitwa podoba się Bogu. A my staliśmy się miękkimi chrześcijanami, chrześcijanami kanapowymi…  –

Na koniec przytoczył historię życia rodziny Ulów z Markowej. We wrześniu całą rodzina będzie beatyfikowana. – W Generalnej Guberni Niemy karali karą śmierci każdego kto przechowywał Żydów, kto nie informował o tym, że ktoś ich ukrywa i za podanie szklanki wody i kromki chleba. Pomimo tego Józef i Wiktoria Ulmowie gdy zostali o to poproszeni, dali schronienie dwóm żydowskim rodzinom. Do ich drzwi zapukali dlatego, że wiedzieli że są chrześcijanami, którzy żyją swoją wiarą. Wraz z szóstką dzieci zostali zamordowani.. To przemawia, my też mamy być świadectwem w naszych rodzinach, środowiskach, w szkołach, dla dzieci i młodzieży – zakończył ks. Dariusz.

Czym jest Wielki Post?

O sensie Wielkiego Postu i fake newsach dotyczących kościelnych przepisów Katarzyna Stańko rozmawia z ks. dr hab. Dominikiem Ostrowskim.

Czym jest Wielki Post?

Nazwa “Wielki Post” jest myląca. Używamy jej tylko w Polsce na określenie jednego z okresów liturgicznych, w którym wcale nie do końca chodzi o sam post.

Wszyscy określają jednak ten czas w taki właśnie sposób. Nawet w Kościele.

Wszyscy w Polsce. Po łacinie to “quadragesima”, czyli dosłownie “czterdziestnica”, po włosku mówi się ”Quaresima” (od liczby 40, quaranta), po francusku – „Carême” (również od liczby 40), podobnie po hiszpańsku (Cuaresma) i portugalsku (Quaresma). W językach obszaru północnej Europy akcent padł nie na liczbę 40, ale właśnie na poszczenie: po niemiecku “czas postu” (“Fastenzeit”), podobnie w krajach nordyckich, a także w Polsce. Ciekawie czas ten określa się w języku angielskim, tam słowo „Lent” prawdopodobnie ma związek z określeniami czasu wiosennego (dosł. dłuższe dni), a więc zupełnie nie związane z czynnościami religijnymi (chociaż dodajmy tutaj, że starożytne źródło żydowskich świąt paschalnych ma właśnie ścisły związek z wiosną). A co do przymiotnika “Wielki” (Post) to tutaj prawdopodobnie jesteśmy całkowicie oryginalni, nie spotkałem go w innych językach. Przypuszczam, że w tym przypadku słowo “wielki” jest związane z pokrewnymi określeniami religijnymi, zaczynając od najważniejszego: “Wielkanoc”. Od “Wielkiej Nocy”, przez “Wielką Sobotę”, “Wielki Piątek” itd., dochodzi się do określenia “Wielki Tydzień”, a co za tym idzie cały ten święty okres otrzymuje nazwę “Wielki Post”. Być może także ma to znaczenie kontrastujące z różnymi “małymi” postami w ciągu roku. Wiadomo, że to, co my nazywamy “Wielkim Tygodniem”, inne języki, od łaciny („Hebdomada Sancta”), przez języki romańskie, a także angielski, nazywają “Świętym Tygodniem”, a poszczególne dni również mają w nazwie “święty” .

Kto wymyślił Wielki Post lub “Czterdziestnicę”?

Czterdziestodniowy czas przed Wielkanocą mamy poświadczony pod koniec IV wieku n.e. w Rzymie, gdzie po zaprzestaniu prześladowań Kościół przeżywał czas rozkwitu różnych form pobożności. Jedną z nich było uroczyste czterdziestodniowe przygotowanie do Wielkanocy, które dotyczyło przede wszystkim dorosłych kandydatów do chrztu (chrztu udzielano przede wszystkim na Wielkanoc i dlatego na ten dzień czekano z napięciem). Kandydatów do chrztu nazywano “katechumenami” czyli tymi, którzy są wtajemniczani w wiarę. I chociaż dużo mówiło się już wtedy o pokucie, to przede wszystkim dlatego, że wraz z katechumenami ten święty czas równie intensywnie przeżywali publiczni pokutnicy, a więc grzesznicy, którzy w Wielki Czwartek brali udział w uroczystym pojednaniu (właściwie można tu mówić o rozgrzeszeniu) i radosnym powrocie do wspólnoty Kościoła. Te dwa wątki: chrzest i pokuta były połączone jednym “mianownikiem”: chodziło o “nowe narodzenie”, stan powrotu do osobistej czystości i świętości. Czterdzieści dni modlitwy, pokuty, postu były jakby powszechnymi rekolekcjami w Rzymie IV w. Nie wolno oczywiście zapomnieć, że liczba 40 wiąże się z opowiadaniem o Chrystusie poszczącym przez 40 dni na pustyni, a czas ten rozumiano jako symboliczne zanurzenie się Chrystusa w ludzkie pokusy i próby, walkę z szatanem. Ten wątek walki z demonami, grzechem, ciemnością jest od początku obecny w “czterdziestnicy”, wyostrza soczewkę tego czasu na walkę z grzechem i pokusami. Kandydaci do chrztu byli nawet namaszczani świętymi olejami do tej duchowej walki, odmawiano nad nimi egzorcyzmy, aby uchronić przed pokusami odstąpienia od wiary. Był to więc okres wzmożonej walki duchowej i takie rozumienie tego okresu przetrwało przez wieki, w zasadzie do dzisiaj. W określeniu “Wielki Post” ten wątek walki z pokusami jest widoczny w poszczeniu Chrystusa na pustyni, który był kuszony pragnieniem pożywienia po czterdziestu dniach i odbywał zwycięskie walki duchowe przed swoją działalnością publiczną.

Symboliczna liczba 40 przyjęła się w Kościele jako model postu. Z tymi liczbami było też potem trochę zamieszania: np. powstanie Środy Popielcowej miało związek z dokładniejszą rachubą dni, należało tak liczyć, żeby 40. dzień przypadł w Niedzielę Palmową, kiedy zaczynał się “Święty (Wielki) Tydzień”. Ale to nie wszystko. W tradycji Kościoła, który pościł z większym niż dzisiaj zapałem, okres ten się wydłużał coraz bardziej o kolejne tygodnie przygotowawcze, moglibyśmy powiedzieć “przedpościa”, a więc najpierw okres pięćdziesiątnicy przed Wielkanocą, potem sześćdziesiątnicy, wreszcie siedzemdziesiątnicy. Można to nazwać duchową potrzebą, może duchową hojnością ówczesnych chrześcijan? Wracając jednak do liczby 40, polska nazwa “czterdziestnica” funkcjonowała w literaturze do całkiem niedawna. Osobiście uważam, że szkoda iż została wyparta przez “Wielki Post”. Tamta nazwa była wystarczająco pojemna, żeby pomieścić prawdziwe znaczenie tego czasu, bo obecna jest zbyt zawężająca do tematu jedzenia

Właśnie, post łączymy z niejedzeniem mięsa. To dotyczy również Wielkiego Postu?

Obecnie w kwestii postu jest sporo nieporozumień, fałszywych teorii, a nawet przerośniętych pogłosek, które zbyt szybko uznaje się za obowiązujące normy. Spróbujmy to wyjaśnić po kolei.

Po pierwsze post to nie to samo co wstrzemięźliwość. Te dwa terminy trzeba rozróżnić. Post to najogólniej rzecz biorąc “głodowanie”. A wstrzemięźliwość to ograniczenie jakiejś jednej rzeczy. Np. mięsa. Czyli teoretycznie ktoś, kto powstrzymuje się od mięsa, wcale nie musi być głodny, może się najeść czymś innym. Ale odmawia sobie właśnie potraw mięsnych. Widzimy więc, że post jest czymś szerszym niż wstrzemięźliwość: każdy post wiąże się z odmówieniem sobie jedzenia, ale nie każda wstrzemięźliwość jest ściśle rzecz biorąc postem.

Prawdziwy post, czyli “bycie głodnym,” jest w prawie kościelnym praktyką nie dla wszystkich: dotyczy tylko osób pełnoletnich do 60 roku życia, a dni postne są tylko dwa w roku: środa popielcowa i Wielki Piątek. W te dni chrześcijanie według prawa nie mogą zjeść więcej niż raz do syta, pozostałe dwa posiłki mają być skąpe. A więc – doświadczenie prawdziwego głodu. Tej praktyki nie narzuca się dzieciom i osobom starszym.

A teraz wstrzemięźliwość: tu już nie chodzi o chodzenie głodnym, ale o ofiarę z czegoś ustalonego i przyjętego przez ogół jako dobre: a więc mięsa. Oczywiście są też inne rodzaje wstrzemięźliwości, jak wstrzemięźliwość od alkoholu (np. abstynencja sierpniowa, praktykowana w Polsce). Wracając do kwestii mięsa: w ogólnym prawie kościelnym ta wstrzemięźliwość obowiązuje od 14 roku życia i nie ma górnej granicy, a więc nawet niepełnoletni i nawet osoby starsze w pewne dni mają się powstrzymać od mięsa (przypomnijmy, nie chodzi o głód, można go zaspokoić potrawami innego rodzaju). Taka wstrzemięźliwość obowiązuje we wszystkie piątki roku, po prostu. Chyba że jest jakaś uroczystość, która ją znosi, albo uczyni to władza kościelna (biskup w diecezji lub proboszcz na terenie parafii).

Niektórzy uważają, że w podróży ta zasada nie obowiązuje. To prawda?

Niestety, to bzdura, jedna z plotek, często powtarzanych przez katolików. Nie ma przepisu, który pozwalałby w piątek zjeść hot-doga na stacji benzynowej w przerwie w podróży. Owszem jest jeden wyjątek, ale dotyczy tylko marynarzy, którzy od Jana Pawła II otrzymali taki przywilej, że na statkach są zwolnieni z obowiązku wstrzemięźliwości oraz postu nawet w środę popielcową i Wielki Piątek (List apostolski Stella Maris, 1997). To jest jedyny wyjątek, o jakim słyszałem, a poza tym nawet w przypadku marynarzy są oni zachęceni do zachowania praktyki, tylko że nie ma tu sankcji grzechu. Tymczasem wielu ludzi, nawet księży uważa, że można w podróży jeść mięso. To fake news. Tego nie ma w prawie kościelnym. Warto o tym powiedzieć, chociaż dla niektórych to niewygodne. Z tego trzeba się spowiadać.

W Wielkim Poście nie chodzi tylko o poszczenie w przygotowaniu do Wielkanocy?

Dokładnie tak. Wielki Post to nazwa ogólna na okres pokutny, w którym podejmujemy większy wysiłek niż tylko powstrzymywania się od jedzenia i to w bardzo konkretnym celu, a jest nim nawrócenie. To dlatego w środę popielcową słyszymy wezwanie “nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Jeśli katechumeni w IV wieku odprawiali duchową walkę i rekolekcje, a pokutnicy intensywnie się nawracali.

W tekstach liturgicznych Wielkiego Postu najistotniejsze są trzy wątki: pokuta, modlitwa i miłość bliźniego, a nie dosłownie sam „post” w rozumieniu bycia głodnym. Duchowa walka, zarówno Chrystusa na pustyni, jak kandydatów do chrztu i publicznych pokutników, zawsze była połączona ze wzmożoną modlitwą. A modlitwa miała zawsze prowadzić do miłości wobec innych. Ta miłość bliźniego tradycyjnie jest nazywana “jałmużną” (zresztą zgodnie z mową Jezusa o poście w Ewangelii), ale słowo to trzeba dzisiaj dobrze tłumaczyć: jego grecki pierwowzór (elemosyne) oznacza “miłosierdzie” czyli miłość najwyższą.

To nie znaczy, że musimy ofiarowywać pieniądze?

Nie. To znaczy, że mamy uczyć się miłosierdzia. Po łacinie mówimy na to “caritas”, i chodzi o miłość nie tyle uczuciową (jak miłość zakochanych), ale o miłość ofiarną (jak miłość matki, która wstaje w nocy do dziecka). W tym sensie termin “jałmużna” w Wielkim Poście jest terminem technicznym oznaczającym “miłość czynną”, miłość związaną z uczynkiem, a nie tylko z emocjami. Oczywiście całkowicie poprawne jest dawanie ofiary pieniężnej, np. wrzucanie do skarbonki oznaczonej jako “jałmużna postna”. Wiąże się to konkretnie z darem serca: to czego nie wydałem na jedzenie lub inne dobre rzeczy dla siebie, zostawiam jako zaoszczędzone dla innych. Bardzo piękny gest. To nie jest wrzucanie z tego, co zbywa. I to jest przejaw miłości dla bliźnich.

A pokuta?

To również nieco tajemnicze słowo, być może o korzeniach wschodnich. W łacinie używa się słowa “poenitentia”, którego źródłowe znaczenie kieruje na “żal, uszczerbek, brak”. Pewnie byłoby ciekawe przeszukiwanie całego pola semantycznego związanego z terminem “pokuta”, być może znalazłyby się tu takie słowa, jak “pokora”, “pokaranie”, a nawet “pielgrzymka” ze słowami “pątnik”, ale może nie idźmy za daleko. Z pewnością pokuta w Wielkim Poście to jakieś umartwienie z intencją żalu za grzech. Dlatego w spowiedzi używamy tego słowa. Chodzi o wyrażenie żalu na zewnątrz, nie tylko w sercu. Stąd czyny pokutne. Pokuta może też oznaczać całą postawę życia zdyscyplinowanego, ascetycznego.

Pokuta jako przypomnienie o pokorze? Ktoś mnie ostatnio namawiał do pokory.

Dużo tekstów na Wielki Post mówi o pokorze, o temperowaniu naszej pychy. Jeśli zerkniemy na demonologię, to widać, że szatan kusi nas, żebyśmy nie byli pokorni. Jezus na pustyni był kuszony przeciw pokorze, a więc do pychy: należy ci się wszystko, weź sobie. Oczywiście w rzeczywistości to właśnie szatan chce nas najbardziej upokorzyć. Kościół zachęca, aby próbować walczyć z własną pychą przez pokorę, przez pokutę. O upokorzenie, ale nie w złym znaczeniu tego słowa, tylko dostrzeżeniu, że nie jesteśmy doskonali. A kiedy to dostrzeżemy? Kiedy wystawimy się na próbę, kiedy coś sobie postawimy jako zadanie.

To znaczy, ze w czasie Wielkiego Postu powinniśmy wystawiać się na jakieś próby?

Tak, to znaczy, że w tym czasie chrześcijanie wystawiają się na próby, np. próbę głodu w Wielki Piątek i Środę Popielcową albo na próbę zmiany złych nawyków, próbę rezygnacji z czegoś, co dostępne. To jest konfrontacja z sobą samym w trudnej sytuacji, test siebie. Dowiem się, jaki jestem naprawdę, kiedy będę głodny, kiedy nie wszystko idzie łatwo. Może się np. okazać, że jestem złośliwym i wrednym człowieczkiem, gotowym wściec się na cokolwiek. Ludzie postawieni w skrajnych sytuacjach dowiadują się o sobie dużo, poznają prawdę o sobie. To dotyczy himalaistów, rozbitków na morzu, ofiary pożarów. Czasem prawda o nas samych jest nie tak piękna, jak sobie wmawiamy, czasem mąż spycha żonę z tratwy ratunkowej, choć myślał do tej pory, że ją tak bardzo kocha. A są ludzie, którzy potrafią przezwyciężyć instynkty i stają się bohaterami. Ale nie trzeba pewnie tak skrajnych sytuacji: ostatnio ktoś się wepchał przede mnie w kolejkę w aptece, bo sam ze sobą przegrał walkę o przyzwoitość. Ja z kolei przegrałem ze sobą i zrobiłem awanturę. A więc uczę się siebie, gdy znajduję się w sytuacji próby. Dlatego wystawić się na próbę można. Wtedy zdobywamy pokorę. Stąd powstała tradycja tzw. wielkopostnych postanowień, one mają nas nauczyć czegoś więcej. Dla mnie wystarczającą próbą jest ranne wstawanie i medytacja. A także wieczorny rachunek sumienia przez 15 minut. I wiem, że jeśli tego nie robię, to przestaję widzieć swoje własne serce. Przestaję widzieć własne grzechy. Dzisiaj ludzie często się oszukują, kiedy myślą: przecież wszystko jest dobrze, nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem. Nie widzą, że opuścili bliźniego w potrzebie, że skazali kogoś na zapomnienie, że trzymają urazę do wielu ludzi, że gardzą innymi. Pokuta wyostrza wzrok duchowy. Jan Paweł II spowiadał się co dwa tygodnie i miał z czego. Tymczasem ludzie całymi latami się nie spowiadają i nie wiedzą, z czego się spowiadać. Czy to Jan Paweł miał obsesję, czy to raczej oni są ślepi? Wielki Post to czas wyostrzenia wzroku.

Kiedy mamy początek, a kiedy koniec Wielkiego Postu?

Wielki Post zaczyna się Środą Popielcową i trwa do Wielkiego Czwartku po południu, razem 44 dni. Jest to liczba świadcząca o dwóch sposobach liczenia w historii: od środy popielcowej do niedzieli palmowej (40 dni), albo od 1 niedzieli Wielkiego Postu do Wiekiego Czwartku (40 dni). Obecnie mamy jakby “mix” dwóch metod liczenia. Warto dodać w tym momencie, że praktyki pokutne tego okresu obejmują zakaz udziału w zabawach. Chodzi nie tylko o piątki Wielkiego Postu, ale cały ten okres. Przepis dotyczący zabaw powrócił do polskiego Katechizmu Kościoła w 2014 r. (wcześniejsza wersja z 1994 nie poruszała tej sprawy). Kontrowersja dotyczyła zabaw piątkowych w ciągu roku, ostatecznie w Polsce obowiązuje zakaz udziału w zabawach tylko w czasie Wielkiego Postu (w pozostałe piątki roku zatem nie ma kary grzechu za udział w zabawach). Katechizm nie używa już zwrotu “huczne”, pozostawiając sprawę sumieniu wiernych: każdy powinien wiedzieć, że znalazł się na zabawie, która jest niewłaściwa w Wielkim Poście. Dla mnie jest oczywiste, że katolicy nie powinni chodzić na dyskoteki i tańce w tym czasie.

W życiu codziennym Wielki Post to…

Więcej modlitwy osobistej, więcej kontroli nad sobą, mniej samolubności. Wszystko w celu nawrócenia i wydoskonalenia. Człowiek wydoskonalony to ten, który doznał trudności. On potrafi więcej dostrzec wokół siebie, więcej rozumie z cierpienia innych. Ten, którego nie dotknęło cierpienie, widzi i rozumie mało.

Ale my nie lubimy cierpieć. Chcemy przejść przez życie lekko, łatwo i przyjemnie. Nie radzimy sobie z cierpieniem.

To prawda. Ale jeśli chcesz być kimś, musisz poddać się próbie. To nie jest bezbolesne. Kościół nie zachęca do cierpienia, które z punktu widzenia filozofii jest złe samo w sobie. Dlatego mówimy, że Bóg nie stworzył cierpienia, ono się pojawiło na świecie jako skutek wybrania zła. Bóg nie chce, żebyśmy cierpieli, nie chciał również, aby cierpiał Jezus. Jezus się zgodził na to, aby przez cierpienie zbawić świat. Cierpienie jest złe, ale tylko cierpienie Boga najwidoczniej mogło przekonać człowieka, że On go naprawdę kocha i że zaprasza do siebie nie kurtuazyjnie, ale na serio.

Obrazek ze średniowiecza pątników, którzy zakładają włosiennice i smagają się biczami jest dzisiaj archaizmem? Tego mamy nie robić i nie łączyć z Wielkim Postem?

Niekoniecznie. Ja bym proponował zobaczyć ten rodzaj cierpienia w świetle pozytywnym. W celi siostry Faustyny w Krakowie-Łagiewnikach jest m.in. włosiennica, straszna “kolczasta bielizna”. Kiedy na nią patrzę, myślę o pragnieniu świętych, którzy chcieli naprawdę i dosłownie “współczuć” z Chrystusem pokaleczonym. To było ekstremalne wejście w Jego cierpienie, a nie bezsensowny masochizm lub próba samoukarania albo wygaszenia pokus cielesnych. Jeśli chcesz naprawdę pójść z Chrystusem na Drogę Krzyżową, to nie w kapciach na fotelu, z gumą do żucia oglądać nabożeństwo w telewizji. To nie wyjdzie w ten sposób. Teraz popularne są te ekstremalne drogi krzyżowe. Można na nią pójść i kiedy doświadczy się trudu, kiedy dostanie się “wycisk”, to może być to droga do przeżycia tego, co On przeżywał. Wielcy mistycy, jak św. Brygida Szwedzka, św. Klara, św. Katarzyna ze Sieny wyraźnie wskazywali drogę na skróty do świętości: patrzcie na Krzyż, na rany, w ten sposób dojdziecie do Boga. Wchodzenie w doświadczenie Krzyża Jezusa jest w pewnym sensie “techniką mistyczną”, techniką pobożności. Jeśli wschodnie filozofie mają swoje techniki medytacyjne, jak joga, to w naszej chrześcijańskiej mistyce taką techniką jest rozważanie Męki Chrystusa.

Są inscenizacje Drogi Krzyżowej i przybijania do krzyża, emocje z tym związane.

O ile te inscenizacje prowadzą do prawdziwego wzruszenia serca, to dobrze, jeśli zaś stają się rozrywką religijną, to bardzo niedobrze. W 2001 r. wyszło watykańskie dyrektorium dotyczące pobożności ludowej, gdzie wyraźnie zabrania się przesadnych praktyk teatralnych i np. przybijania aktorów do krzyży w niektórych regionach, bo grozi to fanatyzmem religijnym. Ale trzeba przyznać, że w dzisiejszym świecie ludzie coraz bardziej potrzebują mocnych impulsów, niezwykłej atmosfery, stąd popularność tzw. nocy konfesjonałów, noce kościołów, wspomniane ekstremalne drogi krzyżowe itd. Można z tego mądrze korzystać. I dobrze, że księża biorą w tym udział, znajdują czas i rozumieją ludzi, którzy szukają czegoś niezwykłego. Moim zdaniem trzeba iść w tę stronę. Jest atmosfera pewnego dobrze rozumianego podniecenia duchowego, ludzie się “podpalają”. To dobrze. Wielki Post w IV w. rozwinął się jako okres liturgiczny właśnie dlatego, że ludzie razem praktykowali pokutę i nawrócenie, wszyscy towarzyszyli kandydatom do chrztu i pokutnikom. Ta atmosfera też jest ważna. Emocje wielkopostne można dobrze wykorzystać. Liturgia Wielkiego Postu, zwłaszcza Wielkiego Tygodnia, jest bardzo emocjonalna. A my jesteśmy nie tylko racjonalni, ale i emocjonalni.

 

 

 

Po Mszy Św. w Centrum Duszpasterskim Archidiecezji Wrocławskiej nauczyciele przygotowywali się i dzielili działaniami w szkolnym wolontariacie Caritas. Robert Jadwiszczak i Paweł Trawka z Caritas Archidiecezji Wrocławskiej prezentowali poszczególne akcje tj.: Dzień Dobra, Serce w Skarpetkach czy Nasza Paka a opiekunowie dzielili się sposobami realizacji ich w swoich szkołach. W grupach opowiadali o tym jak wyglądają spotkania Szkolnego Koła Caritas, jak chcieliby żeby wyglądały oraz zastanawiali się jak to zrobić. Dyskusja toczyła się również o sposób działania tak, aby w działaniach było miejsce na mówienie o ewangelicznych treściach i chrześcijańskim źródle działań. Pomocny w tym może być PORADNIK DLA OPIEKUNÓW SZKOLNYCH KÓŁ CARITAS – prototyp podręcznika dla opiekunów SKC.

>>>POBIERZ<<<

Jako zadanie nauczyciele zostali poproszeni o refleksję : czy jest możliwe aby w sąsiednich szkołach zapoczątkować działalność Szkolnego Koła? Jak to zrobić?

Ważnym punktem było omówienie nowego projektu, dzięki któremu SKC mógłby otrzymać 500 zł na rozwój wolontariatu w szkole. Wyjaśnione zostały zasady i sposób aplikowania do programu SUPER WOLONTARIUSZ przygotowanego w Caritas Archidiecezji Wrocławskiej.

18 maja br. Wolontariusze z wszystkich Szkolnych Kół Caritas spotkają się w Kotowicach na pikniku z okazji 20 – lecia szkoły prowadzonej przez wrocławską Caritas. Od 9.30 rozpoczną się zapisy a o 10.00 rozpocznie się uroczysty apel.