1. Przed dwudziestu pięciu laty ks. Kardynał dekretem z dnia 16 listopada 1989 roku powołał do istnienia Caritas Archidiecezji Wrocławskiej. Wrocławska Caritas była jedną z pierwszych w Polsce. Co przyczyniło się do tak szybkiej reaktywacji tej charytatywnej działalności?

Kiedy Caritas został zabrany Kościołowi i stan wojenny przyczynił się do tego że sprawy związane z człowiekiem cierpiącym i skrzywdzonym, stały się nam tak bliskie, kiedy widziałem ten wielki zryw pomocy mieszkańców Dolnego Śląska, a szczególnie Wrocławia, to wszystko przynagliło mnie do reaktywowania Caritas. Nauczanie Jezusa Chrystusa zawsze kładło wielki nacisk na to żeby opiekować się człowiekiem biednym – człowiekiem znajdującym się w sytuacji trudnej. Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci najmniejszych, mnieście uczynili. To są słowa Chrystusa Pana. Gdy przyszła wolność, to trzeba było reaktywować właśnie to dzieło, które daje zawsze opiekę tym, którzy tego wsparcia potrzebują.

Dlaczego ten dekret został podpisany 16 listopada 1989 r.? To jest uroczystość Matki Bożej Ostrobramskiej, która nosi tytuł Matki Miłosierdzia. I dlatego też dla mnie, pochodzącego z Wilna i Wilieńszyzny, ta data była miła sercu.

  1. Na pewno wielkim wsparciem było doświadczenie zebrane prze rzesze ludzi zaangażowanych w Arcybiskupi Komitet Charytatywny. Komitet to nie tylko organizacja, ale to w pierwszym rzędzie konkretne osoby i konkretne sytuacje. Ksiądz Kardynał z wielkim zainteresowanie wspierał działalność Komitetu. Jakie historie z tamtych la zapadły Eminencji najbardziej w pamięci?

Myśl o powołaniu Arcybiskupiego Komitetu Charytatywnego wyszła od katolików, którzy byli zgromadzeni w Klubie Inteligencji Katolickiej. I tam w największym nasileniu stanu wojennego pracowało około 150 osób. Była wśród nich grupa, która przygotowywała pomoc oskarżonym, to była duża grupa adwokatów, ale także profesorów-emerytów. Zwłaszcza panie odegrały bardzo ważną rolę. One, przebrane za staruszeczki chodziły na rozprawy sądowe, kiedy byli sądzeni solidarnościowcy i inni walczący o suwerenność naszego państwa i spisywały to wszystko. IPN nie ma takich notatek, jakie one sporządziły.

Była grupa lekarzy i farmaceutów. Poprzychodził leki z zagranicy i trzeba było coś z nimi zrobić. Przeciętny człowiek nie zna się na lekach i trzeba było tę grupę powołać. I dzięki temu została otwarta przy parafii św. Mikołaja we Wrocławiu  darmowa apteka. Otrzymywaliśmy także aparaturę, a poszczególne szpitale zabiegały o nią i trzeba było również tym się zająć.

Była także opieka nad internowanymi. Powstała bardzo piękna inicjatywa, nie tylko na Dolnym Śląsku, że biskupi i księża oraz osoby świeckie dojeżdżali do tych punktów internowania i tam dowiadywali się, jakie są potrzeby.

Pamiętam taką wizytę w Nysie. Trzeba było się dopytać, czy nie jest ktoś w karcerze. Zapytałem: Czy wszyscy jesteście tu? A oni mówią do mnie: dwóch jest w szpitalu. Jeden starszy, który ma problemy z sercem, a jeden młody, osiemnastoletni chłopak. A dlaczego on jest w szpitalu?  Bo on chciał siebie sprawdzić i uciął sobie palec. Chciał wypróbować, jeśli będzie badany przez UB to, czy dotrzyma sekretów.

Tam byli męczennicy, pozbawić się palca to głupota, ale na taki pomysł wpadł.

Jeden z obozów został zwinięty na moją prośbę do wojewody. Ponieważ ten punkt internowania znajdował się w filii Gross Rossen. Jakby to doszło do zagranicznych mediów, to wtedy byłoby bardzo niedobrze. Właśnie ten dyrektor w Nysie mnie powiadomił, że ten obóz został zlikwidowany. Ucieszyłem się bardzo, że się udało i nie wiem dlaczego – chyba z natchnienia Bożego – pytam: Panie Dyrektorze, a czy wam nie trzeba czegoś? A on złożył ręce jak ministrant przy mszy świętej i powiada – kartofli. Nie macie kartofli? – pytam się, a  on mówi: trzy miesiące jemy tylko kaszę i bardzo boję się o to, że może spowodować bunt więźniów. Ponieważ miałem znajomości bardzo dobre z Solidarnością rolników indywidualnych, a wtedy nie było benzyny, powiedziałem: Niech pan da swój telefon, postaram się poszukać tych kartofli, ale nie mam czym przywieźć. Transport zapewnimy – powiedział dyrektor. Ci rolnicy dla tych solidarnościowców przekazali wtedy tu z okolic Wrocławia ponad cztery tony kartofli  i około tony kiszonej kapusta, a kiszona kapusta więcej dla więźniów znaczy niż winogrona.

Chcę przez to powiedzieć, że stanęliśmy frontem i wtedy zjednoczyli się Polacy. Jak ci adwokaci, którzy bronili, jak ci lekarze którzy leczyli chorych, jak też te osoby pomagające przy różnych okazjach. To był taki piękny dowód, że jak się tylko nadarzy okazja, to trzeba Caritas powołać do istnienia.

  1. Parafialne Zespoły Caritas , czyli wolontariusze znający najlepiej swoje środowisko i potrzebujących , zaczęły powstawać dopiero pod koniec lat 90 ubiegłego wieku. Jednak Pomoc była rozdzielana nieustannie i docierała w odpowiednie miejsca. Jak Eminencja zorganizował tę pomoc, którą zajmował się wydział Charytatywny Kurii a następnie Komitet oraz Caritas? Kto tworzył te lokalne grupy pomocy?

Ja niczego nie musiałem organizować. Kiedy powołanie do istnienia Caritas stało się faktem i uzyskała ona prawo egzystencji w naszej archidiecezji, to wstąpiłem w te koleiny, które były od chrztu Polski, od roku 966. Zawsze przy parafiach, przy zgromadzeniach zakonnych, przy innych instytucjach kościelnych były zakłady dobroczynne, czy to sierocińce, czy to domy opieki dla starych osób i to spowodowało, że pomoc ruszyła od razu. Ludzie mieli doświadczenie. Księża, zwłaszcza ci wyświęceni przed II wojną światową, mieli to doświadczenie, gdyż oni pracowali w normalnych warunkach naszego państwa, dlatego też te instytucje istniały. Pamiętam – jako uczeń szkoły podstawowej, która kończyłem w Wilnie w szkole nr 24 – tam niedaleko był ogromy dom dla starców, mężczyzn i kobiet. Nas nauczycie, zwłaszcza ci, którzy kierowali harcerstwem, mówili, wy tam popatrzcie, jak ci ludzie żyją. W zastępach harcerskich po kilkunastu harcerzy-dzieciaków chodziliśmy, żeby tam popatrzeć jak to było urządzone. To robiło na nas, dzieciach, duże wrażenie, że tam człowiek jest zadbany, że ma swoje łóżko, że ma o określonych czasach posiłki, że nikt jego nie bierze do żadnej roboty i że jak chce, to pomoże. To mi zostało z tych przedwojennych lat szkolnych. Tutaj na Dolnym Śląsku też istniały takie zakłady opieki, dlatego też novum było to, że dzieci biedaków jeździły na wakacje. Dlatego też powstały ośrodki wczasowe, które archidiecezja miała zarówno nad Morzem Bałtyckim jak i tez tutaj w Górach Sowich. Przez okres wakacji letnich było parę tysięcy dzieci, którymi można było się zaopiekować i stworzyć taki wypoczynek, a którego nie byli w stanie dać rodzice.

  1. Archidiecezjalna Caritas prowadzi działania w bardzo wielu zakresach. Świadczy pomoc na rzecz dzieci i młodzieży, pomaga chorym starszym i niepełnosprawnym, wspiera najuboższych i bezdomnych. Które z tych dzieł są Eminencji szczególnie bliskie?

Najbliższe sercu to jest dziecko. Jak ono ma możliwość poznania kraju, jak z Dolnego Śląska nad morze jedzie chłopak czy dziewczyna, to jest dla niego rozszerzenie i poznanie swojej ojczyzny.
Drugą grupą, która wzbudza ból serca, to są bezdomni. Czy oni są winni, czy są niewinni swojej bezdomności – to jest inne pytanie. Ale on nie mają dachu nad głową. On nie ma swojego kąta. On ma tylko tyle, ile w torbie nosi. I dlatego też dziękuję Panu Bogu, że byli tu przed moim przyjściem ludzie, którzy pozwolili opiekować się naszemu seminarium wrocławskiemu tymi ludźmi. To było jeszcze za czasów Kardynała Kominka. W związku tym że seminarium utrzymywało się z darów rolników, otrzymywali warzywa i owoce. Za czasów Kardynała Kominka było około 300 kleryków i do tego i profesorowie i wychowawcy. Dlatego po obiedzie zostawało trochę porcji. Kiedy ja tu przyszedłem , kardynał był u Pana Boga, a na furcie wydawano te posiłki. Wtedy ks. Majka, ówczesny rektor mówi trzeba coś z tym zrobić, bo ci bezdomni przychodzą, nie mają się gdzie umyć. To były czasy komunistyczne, więc trzeba było wszystko załatwiać przez władze wojewódzki. Trzeba było rozmawiać z wojewodą. Zawsze tam było 5 osób i dowiedziałem się przypadkiem, że na ulicy Lotniczej jest wolny barak robotniczy, niezamieszkały i nikomu niepotrzebny. Wtedy złożyłem na ręce wojewody, pana Owczarka, takie pismo, w którym zadeklarowałem, że chcę zachować wszystkie przepisy  i dlatego proszę o zgodę, żeby tam można było dać schronienie bezdomnym. Kuria weźmie na siebie koszty za opał, światło, wodę i ich karmienie. Jeśli trzeba będzie jakiś remont zrobić, to my zrobimy. I zostało to pozytywnie załatwione. I na to miejsce właśnie przeniosło się to wydawania posiłków. Pierwszą mszę św. odprawiłem tam na Boże Narodzenie. Potem ten ośrodek przejęło Bractwo im. Brata Alberta. W tej chwili mają w całej Polsce chyba 150 takich ośrodków, osobno dla mężczyzn osobno dla kobiet. To jest bardzo piękne dzieło charytatywne, które się narodziło właśnie tutaj.

  1. Teren Archidiecezji znalazł się w szczególnie trudnej sytuacji po powodzi z roku 1997. Z jednej strony by to ogromny drama wielu ludzi ale jednocześnie na Dolny Śląsk wylały się wody ludzkiego miłosierdzia. Pomoc płynęła z wielu miejsc w kraju i zagranicą. Jak eminencja wspomina ten niezwykły czas, ośmielę się go nazwać czas łaski?
  2. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny to wielka robota i powołaliśmy komitet. Jemu trzeba oddać hołd, bo wszystko zostało bardzo dobrze przygotowane na ów międzynarodowy kongres eucharystyczny, który po raz pierwszy odbywał się w Polsce.

Pan Bóg doświadczył nas. Ale ja Panu powiem jeden sekret. Mnie chodziło po głowie, jak przekonać tych księży biskupów i kardynałów, którzy przybędą do Wrocławia, że naród polski jest gościnny. Pytałem się rozmaitych ludzi i nie bardzo było wiadomo, jak to zrobić. I wreszcie przyszedł mię taki pomył do głowy. Mianowicie spotkałem się z dyrektorem Hotelu Wrocław, bo w pobliżu tego hotelu był przygotowany plac na Statio Orbis, czyli zakończenie kongresu eucharystycznego, na którym zwykle bywa papież. Tam też planowaliśmy wszystkie mieszkania dla biskupów, dla kardynałów i dla tych notabli, którzy przybyli z zagranicy, by mieli jak najbliżej  mieszkanie. W rozmowie z nim stwierdziłem, że on  na tym interesie nie straci ale też za dużo nie zarobi, bo my chcemy za nich zapłacić. W ten sposób chcemy  przekonać  naszych gości przybyłych z całego Świata, że naród polski jest gościnny i że my zapłaćmy. I rzeczywiście, nigdzie na świecie tego nie było. Jak byłem w Sewilli – tam trzeba było nocować jedną noc, to przedstawili hotele pięcio-, cztero- i trzygwiazdkowe. Ja zatrzymałem się u sióstr zakonnych, które dały mi tam celę, bo wtedy nie stać mnie było na opłacenie hotelu.  A we Wrocławiu przychodzili albo sekretarze tych biskupów, czy kardynałów, czy też notabli, czy też oni sami do kasy i mówi, tyle i tyle czasu tutaj jestem, jakie mam rachunki? Wszystko zapłacone- odpowiadała obsługa. Robiło to na nich kolosalne wrażenie, jak potem przez kilka lat jeździłem na różne uroczystości do Rzymu, to ci którzy tutaj byli na tym 46. Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym klepali mnie tak przyjacielsko po plecach i mówili: To był kongres! Jaki naród polski jest gościnny! I kiedy dowiedzieli się, bo wiadomości o nieszczęściu szybko docierają, o tej powodzi to wtedy poczuwali się do obowiązku i przysyłali nam leki, przysyłali nam żywność i to, co mogli. To był taki sygnał, że trzeba tym, którzy byli tacy gościnni pomóc i poratować.

 

  1. Caritas to nie tylko nazwa instytucji, to słowo, które Eminencja ma w swoim zawołaniu. Czym jest zatem chrześcijańska Caritas? Jak dziś wychowywać ludzi do wrażliwości miłości miłosiernej?

To trzeba rozpocząć od wczesnego dzieciństwa. Mianowicie powinno to być w rodzinie pielęgnowane. Ja pamiętam, jak to było w naszym domu rodzinnym na Wileńszczyźnie. Wszystkie ciotki trzeba było znakomicie przywitać, dalej kolejny etap, kiedy się już było u I spowiedzi i komunii świętej, to wychodząc do kościoła do spowiedzi, trzeba było wszystkich przeprosić. Nie tylko mamę i tatę, ale także służbę, wszystkich od początku do końca, którzy mieszkali po jednym dachem. Idę do spowiedzi proszę mnie przebaczyć. O co tu chodzi? Chodzi o to, żeby dziecko od początku wiedziało, że każdy człowiek ma prawo do szacunku. I w ten sposób uczy się wrażliwości na biedę ludzką. Ja na przykład jak pamiętam takiego pana Bolesława, który był bardzo zdolny, taka złota rączka u mojego taty. Jak trzeba było jakąś maszynę rolniczą naprawić, to naprawiał. On umiał więcej słówek po łacinie niż ja kiedy chodziłem do gimnazjum ojców jezuitów, więc był dla mnie takim nauczyciel. Jednak był uzależniony od alkoholu. I dlatego też mama pilnowała, żebym tam za dużo z nim nie przebywał. Ale szacunek dla niego trzeba było oddać i gdy się szło do spowiedzi, trzeba było pójść do niego, pocałować w rękę, przeprosić, bo taka była forma. Otóż mnie się wydaje, ja jestem przekonany, że jeśli rodzice nauczą szacunku do drugiego człowieka, to i starość jest zapewniona, że ten syn i córka zaopiekuje się mamą swoją czy ojcem i nie odda do domu opieki, tylko będzie czuwał nad tymi, którzy dali mu życie i otworzyli przed nim podwoje świata.